Cerkiew w Trokach

Cerkiew w Trokach

Do Trok jedzie się głównie po to, aby zwiedzić zamek. Więc kiedy wysiadłam z busa, od razu udałam się w jego stronę. Tak jak wszyscy inni, którzy towarzyszyli mi podczas podróży, a także cała reszta turystów, która tego dnia znalazła się w tym miasteczku.

Po prawej stronie, zza drzew, nieśmiało wyłania się cerkiew. Niewielka, niespecjalnie wyjątkowa, a już na pewno nie tak popularna, jak wspomniany zamek.








Wchodzę do środka i pierwsze, co zauważam, to, że słyszę znajomy język. Na Litwie byłam zbyt krótko żeby przyzwyczaić się do litewskiego, który był dla mnie czymś absolutnie egzotycznym i ani trochę nie brzmiał jak polski (a byłam pewna, że tak właśnie będzie). A więc – rosyjski. Ciekawa rzecz i notuję w pamięci żeby sprawdzić, dlaczego w Wilnie wszyscy mówią po litewski, a 28 kilometrów na zachód już go nie słyszę.




Cerkiew pachnie.... cerkwią. Każdy, kto odwiedził kiedyś czynną cerkiew wie, co mam na myśli. Kwiaty, kadzidła, drewno. Podłoga skrzypi mi pod nogami, gdy obchodzę świątynie dookoła, kilka razy; jest bardzo przyjemna w odbiorze, a pani, która uśmiecha się do wszystkich zza lady sklepiku, gdzie można kupić obrazki, pocztówki, świeczki, sprawia, że chce się tam jeszcze pobyć. Podomka w kolorowe kwiaty, chustka na głowie, jakieś 90 lat, sporo energii; ona mówi po rosyjsku, ja po polsku – dogadujemy się jakoś, kupuje coś na pamiątkę, chociaż jest to okrutnie tandetne, ale tanie.




Doszłam do zamku, ale nie podeszłam nawet przed jego bramę. Siadłam na brzegu jeziora, w cieniu u drzew i patrzyłam na grupy (najczęściej Polaków) mówiące, że ładnie i, że to kiedyś było nasze i na jeszcze większych farciarzy, którzy w ten gorący dzień leniwie i jakby bez celu krążyli łódkami po jeziorze.

// Cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy w Trokach. Wybudowana w 1863 roku.